„Twoje dzieci to pewnie w ogóle nie oglądają kreskówek” – wzdychają często z zazdrością rodzice, z którymi rozmawiam. To nieprawda. Oczywiście, że oglądają. Po prostu ja zawodowo opowiadam o książkach, a nie o filmach animowanych.

Pamiętajcie, że jestem pracującą w domu mamą – włączenie dzieciom bajki nie raz ratowało mi życie. Zwłaszcza w ciągu ostatnich trudnych miesięcy. Poza tym uważam, że z oferty filmowej i serialowej dla dzieci naprawdę można wybrać atrakcyjne propozycje. Ale mam też pewien sekret, który wam zdradzę. Uważam, że miłość do kreskówek można wykorzystać, żeby zachęcić dzieci do sięgnięcia po książki!

Od czego zacząć, zachęcając dziecka do czytania?

„Moje dziecko najchętniej siedziałoby przed telewizorem i tabletem. Nie jest zainteresowane, kiedy proponuję mu czytanie. Jak to zmienić?” – bardzo często słyszę takie pytania. „Wybrać na początek książkę z bohaterami ukochanej kreskówki!” – odpowiadam. Znam wiele dzieci, które właśnie w ten sposób rozpoczęły przygodę z czytaniem.

I od razu zaznaczam, że jest tu pewien haczyk. Na rynku znajdziecie sporo takich książek. Atakują nas w najmniej oczekiwanych miejscach. Warto jednak poświęcić czas na znalezienie tej, która będzie dobrze napisana i przetłumaczona, żeby uniknąć językowych koszmarków. Niech nie będzie podróbką bazującą na popularności filmu, bo dzieci bezbłędnie to wychwycą.

Biblioteczka malucha jak skarbiec

Jeśli macie w domu malucha, który lubi oglądać seriale takie jak: „Masza i Niedźwiedź”, „Kot-o-ciaki” czy „Top Wing. Ptasia Akademia”, sięgnijcie po książki z serii „Nowa Kolekcja Bajek”. Znajdziecie w niej kilkanaście tytułów, a wśród nich pozycje oparte na klasyce dziecięcej animacji i najnowsze hity.

Krótkie opowiadania są idealne na dobranoc. I mają wielką zaletę – dzieci znają te historie z ekranu. Wiedzą już, że je lubią. Wiedzą, czego się spodziewać po książce. Czują się bezpiecznie. W końcu najbardziej podobają nam się te melodie, które już znamy.

Książki są ślicznie wydane, idealne na prezent. Mają wygodny format, miłą okładkę. Od czasu, kiedy w naszym domu pojawiła się pierwsza z nich – „Bing. Nowa Kolekcja Bajek”, zebraliśmy ich już sporo i cieszą się niegasnącą popularnością wśród naszych najmłodszych domowników. Są też chętnie przez nich wybierane, gdy mają zanieść książki do przedszkola. I wzbudzają tam duże zainteresowanie koleżanek i kolegów. Nic dziwnego – dzieci oglądają te same filmy. Łatwo im więc poczuć wspólnotę – znaleźć wspólny temat do rozmów nad książkami odwołującymi się do ich ulubionych animowanych tytułów.

Odpowiednie podejście do tematu

W końcu i dorośli lubią czasem przeczytać książkę, potem obejrzeć jej filmową adaptację i je ze sobą porównać, a na końcu pogadać w gronie bliskich o swoich obserwacjach na ten temat.

Możecie spróbować tego samego z waszymi pociechami. Odwróćcie sytuację i zaproponujcie wpierw przeczytanie książki o nowych bohaterach, którą potem wspólnie obejrzycie przeniesioną na ekran. Teraz jest do tego świetna okazja. Niedługo w kinach pojawi się film „Trolle 2”. A już teraz możecie sięgnąć po książkę „Trolle 2. Nowa Kolekcja Bajek”, w której znajdziecie historie napisane na podstawie obu części filmu i dodatkowe opowiadania o przygodach Poppy i Mruka oraz ich przyjaciół. Czy to nie świetny pomysł – tak umilić sobie oczekiwanie na kinową przygodę?

Mam w zanadrzu jeszcze jedną historię zachęcająca do tego, żeby podsuwać dzieciom książki oparte na filmach. Któregoś dnia w naszym domu pojawiła się książka „Hilda i ukryjcy” oparta na serialu, który wtedy chętnie wspólnie oglądaliśmy. Opowiada o przygodach rezolutnej dziewczynki żyjącej w krainie pełnej elfów, olbrzymów i kamiennych trolli. Choć książka skierowana jest do dużo starszych dzieci – na 160 stronach zawarto fabułę jednego odcinka – okazało się, że mój syn bardzo chce ją przeczytać. Ponieważ znał tę historię, łatwo było mu wyobrazić sobie dość rozbudowane sceny i szczegółowo opisane miejsca. Nie przeszkadzało mu to, że ilustracje pojawiają się raz na kilka stron i są monochromatyczne. Z uwagą śledził tekst, co jakiś czas pytając, w którym miejscu czytam. Ponieważ książka jest stosunkowo długa i podzielona na rozdziały, czytaliśmy ja po kawałku przez kilka dni. To była jego pierwsza taka lektura.

Okazało się, że to był też moment przełomowy. Syn zaczął wtedy sięgać po książki, jak mówi, „dla starszych dzieci”. Wieczorna lektura jednej historii zmieniła się w wielodniowe, „serialowe” czytanie fragmentów dłuższych opowieści. Po którym poza przeżytą historią zostaje jeszcze satysfakcja ze skończenia „grubej” książki. Zaostrzająca apetyt na więcej. To takie czytanie, na jakie długo czekałam. Pozwoliło nam sięgnąć po moje ukochane historie z dzieciństwa. Czy w tej sytuacji mogłabym powiedzieć coś złego o filmach animowanych?

Wykorzystajcie filmowe fascynacje waszych dzieci. Nie odciągajcie ich od ukochanych bohaterów. Zaproponujcie im poznanie ich z innej, papierowej strony. Niech razem z nimi podążą do świata książkowych opowieści. W końcu najważniejsze jest to, żebyśmy czytali dzieciom. I żeby czas z książką był dla nich atrakcyjny!