Nie spotkałam jeszcze dziecka, które nie uwielbiałoby książek o zwierzętach. Wielką popularnością cieszą się zwłaszcza takie, w których bohaterami są te najmłodsze zwierzątka – słodkie szczeniaczki, puchate kociaki, cielęta o wielkich oczach. Zwierzęce maluchy wzbudzają wiele ciepłych emocji. Chociaż my, dorośli, wiemy, jak nauczyć dzieci postępowania z udomowionymi zwierzętami, to rzadko sami znamy zasady, którymi powinniśmy się kierować, gdy spotykamy dzikie zwierzę w jego naturalnym środowisku.
Kiedy widzimy zwierzęce dziecko: pisklaka, ślepego jeżyka, samotną foczkę na bałtyckiej plaży, wydaje nam się, że potrzebują naszej pomocy. Często jednak, gdy chcemy tej pomocy udzielić, możemy zwierzęciu bardzo zaszkodzić. Na przykład zabieramy je z miejsca, w którym mogą odnaleźć je rodzice, albo dotykamy je i zostawiamy swój zapach na jego futrze, co sprawia, że może zostać odrzucone przez matkę.
W jaki sposób więc przekazać dzieciom informacje o tym, jak mądrze pomagać zwierzętom, skoro nam samym brakuje rzetelnej wiedzy? W naszym domu to książki są podstawowym źródłem takich informacji. I dla mnie, i dla moich synów. To dzięki książkom wiemy, że pszczołom, które nie mają siły odlecieć, warto podać odrobinę miodu, jeżom nie można dawać mleka, a trzmielom warto zostawić na balkonie na zimę drewniane rurki, w których będą mogły spokojnie przespać mrozy.
Jak ludzkie dzieci mogą pomagać dzieciom zwierząt?
Jedną z naszych ukochanych serii książkowych o zwierzętach jest „Pomóż mi przetrwać. Akademia Mądrego Dziecka”. Moi synowie (cztero- i sześciolatek) słuchają tych historii jak zaczarowani i zawsze zadają mnóstwo pytań.
W czym tkwi sekret tych książek? Myślę, że olbrzymią rolę odgrywają tutaj bohaterowie. Z jednej strony mamy młode zwierzę, które wpada w tarapaty i potrzebuje pomocy. Z drugiej dziecko, które stara się mu pomóc. Małym czytelnikom i czytelniczkom łatwo się utożsamiać z jednym i z drugim. I z przerażonym jeżykiem czy żubrzątkiem, które tęskni za mamą, i z chłopcem, podsuwającym patyk królowej trzmieli, która wpadła do kałuży, czy z dziewczynką, która z uwagą obserwuje bocianie pisklęta, sprawdzając, czy nie grozi im niebezpieczeństwo. Duży ładunek emocjonalny niosą też ilustracje. Nie sposób nie wzruszyć się na widok maleńkiego, ślepego jeszcze jeża Eliasza, który śpi zwinięty w kulkę na ludzkiej dłoni. W oczach żubrzątka zwanego Asią widzimy całą paletę uczuć.
W serii pojawiły się właśnie dwa nowe tytuły. „Złamane skrzydło Adrianka” to historia bocianiego pisklęcia, które wyrzucone z gniazda przez zazdrosną skrzydlatą sąsiadkę trafia z przetrąconym skrzydłem pod opiekę małej Ewy i jej babci, weterynarki. Dziewczynka troskliwie opiekuje się bocianem. Karmi go dżdżownicami i małymi rybkami, próbuje nauczyć latania, machając ramionami, zabiera nad staw, żeby uczył się sam polować. Gdy odchowany przez nią ptak wyrusza pod koniec sierpnia do ciepłych krajów, śledzi jego trasę dzięki nadajnikowi GPS, który Adriankowi założyła jej babcia. „Co ci się najbardziej podobało w tej opowieści?” – zapytałam mojego sześciolatka po lekturze. „To, że Adrianek został uratowany! I to jak Ewunia karmiła go surowymi rybami. Jest bardzo odważna!” – odpowiedział mój synek. To wielka moc happy endu, który nadchodzi po emocjonujących wydarzeniach z udziałem zwierzęcych bohaterów i bohaterek serii.
„Mała Asia w wielkiej puszczy” to z kolei opowieść o żubrzątku, które przyszło na świat w Bieszczadzkim Parku Narodowym pod koniec lata. Cielak jest mniejszy od pozostałych maluchów w stadzie, które urodziły się wiosną. Ma mało czasu, żeby nabrać sił przed zimą. Zwłaszcza, że na żubry czyha w lesie i jego okolicach wiele niebezpieczeństw. Przy paśnikach żubrzą rodzinę otacza stado wilków. Innym razem wypuszczone przez ludzi psy przeganiają Asię i jej stado z sadu jabłkowego. W trakcie panicznej ucieczki mała Asia wpada do rwącej, lodowatej rzeki, z której nie umie sama wyjść. Zanim Asia będzie mogła powrócić do mamy, trafia pod opiekę Marcina, syna jednego z ratowników, którzy pomogli zwierzęciu wydostać się z wody. Kiedy wydaje się, że Asi nie da się uratować, bo żubrzyca nie chce pić mleka przyniesionego przez ludzi, to właśnie chłopiec wpada na świetny pomysł. Do zagrody cielaczka wpuszcza owcę Rachelkę, która pokazuje małej, jak pić z wiadra.
Jak dbać o polskie dzikie zwierzęta?
Zestaw nowych tytułów jest wyjątkowo bliski naszemu sercu. W końcu żubry i bociany to nasze zwierzęta narodowe. O ile jednak populację dziko żyjących żubrów udało się w Polsce odbudować ogromnym wysiłkiem z zaledwie sześciu osobników i nauczyliśmy się cenić te zwierzęta, o tyle bociany w naszym kraju mają się coraz gorzej. Dziś może nam się wydawać, że jest ich mnóstwo. Bez trudu spotkamy je w trakcie wakacyjnych wyjazdów czy weekendowych wypadów za miasto. Dzieci mieszkające na wsi mogą obserwować gniazda tych pięknych ptaków w bliskiej okolicy, często nawet na swoim własnym podwórku! Jednak w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba bocianich par, które wiosnę i lato spędzają w Polsce, spadła o 15-20 procent!
Dlatego tak ważne jest, żebyśmy wiedzieli, jak je chronić i jak mądrze im pomagać, gdy widzimy, że grozi im niebezpieczeństwo.
W każdej z książek z serii „Pomóż mi przetrwać” dzieci znajdą planszę edukacyjną z informacjami na temat danego gatunku. Dowiedzą się z niej co jedzą zwierzęta, kiedy się usamodzielniają i gdzie można je spotkać. Z matczynego doświadczenia wiem, że wiele z tych informacji zostaje w dziecięcych głowach. Mam nadzieję, że dzięki temu moi chłopcy będą wiedzieli, jak się zachować, kiedy zdarzy im się spotkać bociana, jeża czy choćby trzmiela potrzebującego ich pomocy.