Pokolenie moich dzieci ma sporo szczęścia. Współcześni rodzice doskonale wiedzą, że dzieci mają swoje prawa. Rozumieją, że nawet maluchy mogą decydować o swoim ciele, wyznaczać granice. Ekspertki i eksperci dużo mówią o tym, że nie można zmuszać dzieci do dawania całusów ciociom, wujkom, babciom, dziadkom. Że nie powinniśmy przytulać dzieci na siłę tylko dlatego, że mamy akurat na to ochotę. To nie tylko kwestia dziecięcego komfortu, to inwestycja w ich przyszłe bezpieczeństwo. Wszyscy znamy tę teorię, prawda?

Dlaczego więc tak często, kiedy przychodzi co do czego, okazuje się, że nasze dzieci wycofują się i nie wiedzą, jak powiedzieć: „Nie, stop! Nie życzę sobie!”?

Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać

Na temat stawiania granic i tego, co wolno innym oraz co wolno nam w stosunku do innych, rozmawiałam z dziećmi setki razy. Starałam się też na co dzień pokazywać, że sama te granice szanuję. Choć przyznaję, bywa to trudne. Przecież czasem dla dobra dziecka musimy mu podać lek, którego nie chce przyjąć. Umyć pupę, choć akurat protestuje. Przytrzymać, kiedy chce przebiec przez jezdnię. Takich sytuacji zdarza się mnóstwo i wiem, że rodzicom bywa wtedy ciężko. Zawsze jednak czekałam, kiedy synowie mówili, że nie chcą się przytulać. Mimo że w głębi serca wiedziałam, jak bardzo tego potrzebują, dawałam im czas, żeby sami to poczuli. Uczyłam (i nadal uczę!), że nie można łaskotać brata, kiedy sobie tego nie życzy, że kiedy ktoś chce być sam w łazience, należy to uszanować i poczekać, zanim wejdzie się umyć ręce.

Problemy z asertywnością u dzieci

I co? I nadal, kiedy obserwuję mojego sześciolatka, widzę, że trudno mu zaprotestować, kiedy czuje się z czymś niekomfortowo.

Jakiś czas temu skakał na trampolinie z większym od siebie chłopcem. Początkowo wygłupy mu się podobały, ale w pewnym momencie trochę się przestraszył. Nawet powiedział, że nie chce się dłużej bawić w ten sposób, jednak kolega nie zareagował. Na szczęście dorośli byli w pobliżu. Ustaliliśmy wspólnie z dziećmi i rodzicami drugiego chłopca, że wymyślą słowo klucz, po wypowiedzeniu którego niechciana zabawa ma się natychmiast skończyć. Ten pomysł bardzo im się spodobał i pamiętali o nim przy kolejnych spotkaniach!

Nie była to jedyna sytuacja, w której zaskoczyło mnie, że mój syn nie potrafi się bronić, kiedy ktoś robi coś, co powoduje u niego dyskomfort. Mimo że zapytany doskonale wie, jak wyrazić sprzeciw, wiele razy słyszał, że nikt nie może robić mu krzywdy i czuje, że ktoś jego granice przekroczył. Co więcej, nie potrafi tego wielu jego kolegów i koleżanek. Ich rodzice są równie zdumieni, jak ja…

Sama muszę jednak przyznać, że mi nauka skutecznego stawiania granic zajęła ponad 30 lat… Będę więc nadal rozmawiać. A za kilka dni w przedszkolu moich dzieci odbędą się warsztaty poświęcone temu tematowi.

Basia uczy się stawiać granice

Podobne, przedszkolne zajęcia opisane są w książce Basia i granice. Wszystko zaczyna się już rano, przy śniadaniu. Choć na pierwszy rzut oka chaos w domu Basi wydał się moim dzieciom zabawny, bardzo szybko okazało się, że sprawa jest poważna. Mama, zdenerwowana porannym pośpiechem i koniecznością kilkukrotnego przebierania dzieci, oznajmia, że jest na granicy. Basi to słowo kojarzy się wyłącznie z wakacjami. Nie rozumie więc, o co chodzi. Niestety dzień, który rozpoczął się w napięciu, nadal jest dla Basi trudny. Dziewczynka chce spokojnie pomyśleć o porannych wydarzeniach, ale co chwilę ktoś zawraca jej głowę. W dodatku jedna z koleżanek zaczyna ją łaskotać. Na domiar złego Basia moczy rajstopki. Nie może się doczekać, aż łazienkę opuszczą inne dzieci, nie chce się przy nich załatwiać i nie wytrzymuje. To prawdziwa katastrofa! Tama pęka i Basia żali się pani Marcie. Na szczęście nauczycielka jest wyrozumiała i doskonale wie, co dzieje się w serduszku dziewczynki. Daje jej czas na samodzielne podjęcie decyzji o powrocie do grupy. I rozpoczyna rozmowę z dziećmi o ich granicach. „Całe wasze ciała są tylko wasze i niczyje inne. To wy się nimi opiekujecie i wiecie, co one lubią, a czego nie” – opowiada dzieciom. Tłumaczy, że mają prawo decydować, jak blisko ktoś może do nich podejść, czy chcą się przytulić. Mogą powiedzieć, że chcą pobyć same i inne osoby powinny to uszanować. „Każde z nas ma prawo powiedzieć «nie» na niechciany dotyk lub bliskość, na czyjeś zachowanie, które nas rani, na przekroczenie naszych granic właśnie” – słyszą dzieci. A Basia czuje olbrzymią ulgę. Uświadamia sobie bowiem, że niechęć do siusiania w towarzystwie innych dzieci jest czymś naturalnym, a ta wiedza sprawia, że dziewczynka lepiej się czuje. Nawet jeśli nie jest jeszcze gotowa głośno o tym mówić.

Należy respektować granice dziecka

Koleżanki i koledzy Basi dostają też kredę, którą rysują na boisku okręgi. W ten sposób pokazują innym, na ile mogą się do nich zbliżyć, żeby nie czuli dyskomfortu. Kółka są różnej wielkości, bo dzieci są różne i różne są ich granice. To daje wszystkim do myślenia. Zaczynają lepiej rozumieć się nawzajem.

Chyba żadna dotąd książka z serii o Basi nie wywołała u moich dzieci tak ożywionej dyskusji. Znalazła się w naszym domu wtedy, kiedy była bardzo potrzebna i pomogła przepracować wiele emocji, z którymi musieliśmy się zmierzyć w ostatnich tygodniach.

Być może i Wasze dzieci spotkało coś, co sprawia, że chciałyby porozmawiać o swoich granicach, ale nie wiedzą, jak zacząć? „Basia i granice” uczy też, jak się zachowywać, żeby nie krzywdzić innych. I pokazuje, że bardzo często robimy to nieświadomie, nie mając złych intencji. A wystarczy tylko słuchać i zadawać pytania, a także głośno mówić o swoich potrzebach. Tak jak Basia, która, ośmielona pogadanką w przedszkolu, po raz pierwszy otwarcie mówi mamie, że chciałaby się wykąpać zupełnie sama. „To proste jak miód” – podsumowuje ukochany pluszak Basi, Misiek Zdzisiek.